Z zainteresowaniem podeszliśmy do obietnic ministry rodziny, pracy i polityki społecznej, Agnieszki Dziemianowicz-Bąk odnośnie sygnalistów. Polska już wiele miesięcy temu powinna przyjąć przepisy dotyczące sygnalistów i ze względu na zwłokę we wdrożeniu dyrektywy płacimy jako kraj wysokie kary. Przychylnie oceniamy też deklaracje ministerstwa, że pojęcie sygnalisty ma być w ustawie dość szerokie i może obejmować między innymi przedstawicieli związków zawodowych.

Niestety w deklaracjach ministerstwa razi rozziew między teorią i praktyką. Za rządów PiS liderka Związkowej Alternatywy w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych, Ilona Garczyńska została zwolniona dyscyplinarnie za nagłaśnianie patologii w Zakładzie. Chodziło między innymi o wydanie 50 mln zł bez przetargu na świadczenie Rodzina 500 +, informacje na temat mobbingu w konkretnych oddziałach ZUS czy brak jasnych kryteriów w przyznawaniu awansów i premii.

Warto nadmienić, że Garczyńska była również ofiarą slappu ze strony władz Zakładu, czyli praktyki polegającej na zasypywaniu niezależnych działaczy pozarządowych pozwami sądowymi przez dużą firmę lub instytucję w celu ich zastraszenia. Obecnie rząd pracuje także nad wdrożeniem dyrektywy, która miałaby przeciwdziałać slappowi.

Jako ministra rodziny, pracy i polityki społecznej, Agnieszka Dziemianowicz-Bąk sprawuje bezpośredni nadzór nad ZUS-em. Niestety, choć nowa ministra zajmuje stanowisko w rządzie już ponad cztery miesiące, Ilona Garczyńska wciąż pozostaje bez pracy, a po zmianie władzy ZUS nie zmienił znacząco swojej polityki względem poprzedników. Co więcej, Zakład jednoznacznie odmówił przywrócenia do pracy Garczyńskiej i nie zgodził się na podjęcie jakichkolwiek działań w tej sprawie.

W tym kontekście trudno traktować deklaracje Agnieszki Dziemianowicz-Bąk poważnie. Skoro władza chce dokonać systemowych zmian, powinna zacząć je od siebie.