Niskie zarobki, braki kadrowe, przeciążenie obowiązkami i fatalne warunki pracy stają się dla tysięcy pracowników Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w całej Polsce nie do udźwignięcia. Nastroje pogorszyła jeszcze zapowiedź przeniesienia realizacji programu 500+ z samorządów do ZUS-u. − Prezes Gertruda Uścińska tłumaczy, że pracownikom nie przybędzie wiele obowiązków, bo wszystkim zajmą się komputery. A to nieprawda, każdy wniosek musi zweryfikować człowiek – mówi Ilona Garczyńska, przewodnicząca Związkowej Alternatywy w ZUS-ie. Po tej informacji czara goryczy się przelała. Członkowie różnych związków zawodowych zaczęli zgłaszać postulaty m.in. tysiąca złotych podwyżki i natychmiastowej poprawy warunków pracy.

(…)

Jedyne, co udało się dotychczas ugrać, to podwyżka w wysokości 300 zł brutto. − Dla wykwalifikowanego pracownika, który teraz pracuje za 2,5 tys. zł, to przy obecnej inflacji jak splunięcie w twarz – komentuje Piotr Szumlewicz, przewodniczący Związkowej Alternatywy. − A jak ktoś zarabia najniższą krajową, to prawie nic nie odczuje, bo od stycznia ta i tak się zwiększy o 210 zł – dodaje Garczyńska. Dla pracownika z pensją minimalną podwyżka oznacza, że na pasku płacowym zobaczy 3,1 tys. zł brutto. Tymczasem już w styczniu najniższa krajowa wzrośnie do 3010 zł, zatem większość obecnej podwyżki to kwota, którą urzędnik czy urzędniczka dostaliby z założenia. Wzięcie podwyżki opłaca im się zatem dopiero od stycznia, inaczej na podwyżkę minimalnej się nie załapią.

Cały tekst można przeczytać tutaj: https://krytykapolityczna.pl/kraj/kowalik-zus-na-strajk-czekam-z-utesknieniem/