Niemieckie opiekunki w swoim kraju są objęte układem zbiorowym. Zgodnie z nim ich płaca minimalna przekracza 10 euro za godzinę, mają umowy etatowe, szczegółowo limitowane godziny pracy, jasno i precyzyjnie wyznaczony zakres obowiązków. Każde złamanie ich praw jest ścigane przez odpowiednie instytucje.

Zupełnie inaczej wygląda sytuacja polskich opiekunek. Zdecydowana większość z nich pracuje w szarej strefie lub w ramach niskopłatnych i niestabilnych umów cywilno-prawnych. Te, które pracują w szarej strefie, są zdane na łaskę i niełaskę rodziny, która zleca im pracę. Niekiedy z dnia na dzień są wyrzucane z domu bez żadnych praw ani możliwości walki o należne wynagrodzenie.

(…)

Łańcuch zatrudnienia oparty jest na trzech umowach: niemiecka rodzina zawiera umowę z niemiecką agencją, agencja niemiecka z agencją polską i wreszcie agencja polska z polską opiekunką. Nie musiałoby być w tym nic nagannego, gdyby nie fakt, że wszystkie te umowy są wątpliwe prawnie i nieprzystające do siebie. Niemieckie rodziny oczekują często opieki przez całą dobę, chcą, aby polskie pracownice zajmowały się nie tylko opieką, ale też sprzątaniem, gotowaniem, dbaniem o mieszkanie. Umowy, które rodziny podpisują z niemieckimi agencjami, zakładają rozbudowany pakiet usług. Tymczasem niemieckie agencje dogadują się ze swoimi polskimi odpowiednikami, nie ingerując w ich kontrakty z opiekunkami. Stąd agencje polskie przygotowują umowy, które nie mają nic wspólnego z oczekiwaniami niemieckich rodzin. W praktyce to oznacza, że odpowiedzialność za łamanie przepisów i niedotrzymywanie umów rozmywa się i ostatecznie opiekunki są zostawione same sobie. Rodziny niemieckie surowo egzekwują swoje potrzeby, o które zadbały w umowach niemieckie agencje. Te dla odmiany nie mają bezpośredniego kontaktu z opiekunkami i nie czują się w obowiązku ich reprezentować. Jak pojawia się problem, to rozkładają ręce i wypierają się odpowiedzialności. Krótko mówiąc, polskie i niemieckie agencje mają olbrzymie zyski, a ich rola polega wyłącznie na kontaktowaniu opiekunek z klientami. Nie chronią opiekunek, nie szkolą ich, nie zabezpieczają ich interesów. Po prostu prowadzą dochodowy biznes, nad którym nikt nie sprawuje nadzoru.

(…)

Docelowo warto zmienić cały model zatrudnienia opiekunek. Obecny jest niesprawiedliwy i niewydajny, a jego głównymi beneficjentami są polskie i niemieckie agencje, które nie robią nic poza czerpaniem gigantycznych zysków. Trudno uzasadnić konieczność pośrednictwa ze strony agencji, które przejadają dużą część środków przekazywanych przez niemieckie rodziny, nie ponosząc żadnej odpowiedzialności w trudnych sytuacjach ani nie dbając o prawa opiekunek. Dlatego docelowo firmy pośredniczące w zatrudnianiu opiekunek powinny zniknąć, a ich rolę powinny przejąć instytucje publiczne Polski i Niemiec. To one powinny sprawować nadzór nad warunkami pracy, dbając o przestrzeganie przepisów prawa pracy i broniąc interesów tak opiekunek, jak też niemieckich rodzin. Wyższa jakość opieki, lepsze warunki pracy, troska o bezpieczeństwo i stabilność byłyby korzystne dla wszystkich poza agencjami zatrudnienia. 

Cały tekst można przeczytać na portalu wtv.pl: https://wtv.pl/szumlewicz-wyzysk-polskich-opiekunek-w-niemczech-ps-080421