Cały tekst ukazał się na portalu Krytyki Politycznej: https://krytykapolityczna.pl/kraj/piotr-szumlewicz-podatek-od-reklam-media-prawa-pracownicze-podatki/

Trudno jednak nie zauważyć, że duże koncerny medialne nie traktują dobrze pracowników. W branży dziennikarskiej w ogóle nie istnieją układy zbiorowe ani regulaminy płac, a umowy na etat są spotykane coraz rzadziej. Jednocześnie zarządy dużych korporacji medialnych takich jak TVN czy Agora zarabiają miliony, zatrudniając wielu pracowników na niskopłatnych śmieciówkach. Czy to argument na rzecz dociskania dużych koncernów i podnoszenia im podatków? Oczywiście nie, ale z pewnością ich skargi, że jakakolwiek dodatkowa danina doprowadzi ich do bankructwa, odbierają im wiarygodność.

(…)

W debacie na temat nowego podatku medialnego szczególnie politykom i ekspertom związanym z lewicą trudno było bronić koncernów medialnych ze względu na fatalne traktowanie pracowników w całej branży dziennikarskiej. Stąd część komentatorów przychylnie zareagowała na pomysł rządowy, wiedząc, że wydatki koncernów medialnych to w znacznym stopniu wypłaty dla zarządów i nielicznych gwiazdorów. Można mieć wątpliwości, czy to wystarczający powód do poparcia źle przygotowanego rozwiązania, ale jeżeli media chcą mieć społeczeństwo za sobą, powinny dbać o swój wizerunek.

Dlatego optymalnym rozwiązaniem dla branży medialnej powinno być wprowadzenie układu zbiorowego, który regulowałby zasady zatrudnienia pracowników różnych segmentów rynku medialnego, w tym dziennikarzy prasowych, montażystów czy fotoreporterów. Taki układ określałby obligatoryjność etatów w części branży, minimalne stawki za pracę czy zasady dotyczące czasu pracy. Przyjęcie tego typu rozwiązań zwiększyłoby solidarność korporacyjną, a zarazem pozwoliłoby na uregulowanie pracy w branży, która obecnie funkcjonuje tak, jakby prawo pracy w ogóle nie istniało.

Innym rozwiązaniem, które byłoby pożądane nie tylko dla branży medialnej, ale też dla całej gospodarki, jest wprowadzenie limitów dopuszczalnych nierówności w obrębie danego przedsiębiorstwa. Warto byłoby przyjąć zasadę, zgodnie z którą łączne dochody najlepiej opłacanej osoby w danej firmie nie mogą przekraczać np. ośmiokrotności najgorzej opłacanego pracownika. Jeśli więc firma z powodu kryzysu obniżałaby pensje części pracowników (co miało miejsce choćby w Polskich Liniach Lotniczych LOT), to również zarząd firmy musiałby obniżyć sobie wynagrodzenia, tak by nie były one wyższe niż osiem wynagrodzeń najniżej opłacanych pracowników. W największych mediach nierówności są szczególnie irracjonalne, gdyż researcherzy zarabiają grosze, jeżdżąc całymi dniami w poszukiwaniu setek, a prowadzący główne serwisy informacyjne bezmyślnie czytający z promptera otrzymują dziesiątki tysięcy złotych.

Inne rozwiązanie, które byłoby dobrą praktyką korporacyjną, zwiększającą zaufanie pracowników do zarządu, to określenie minimalnego procentowego udziału płac w zyskach i/lub przychodach firmy.

Obydwa powyższe rozwiązania mogłyby jednak być stosowane przy wprowadzeniu innej, bardzo pożądanej regulacji w polskiej gospodarce, a mianowicie jawności płac, która pozwoliłaby na zdrowsze i bardziej transparentne relacje między pracodawcami i pracownikami.