Co kilka miesięcy do debaty publicznej powraca ciągle nierozwiązany, a narastający od kilku lat problem aktualizacji tzw. opłaty reprograficznej. Opłata ta jest rekompensatą dla twórców i artystów z tytułu ograniczenia ich praw do utworów. Stało się tak przez rozpowszechnienie możliwości sporządzania prywatnych kopii utworów bez konieczności uzyskiwania zgody uprawnionych, czyli dozwolony użytek prywatny chronionych utworów zdefiniowany w art. 23 ustawy o prawie autorskim.

Pod hasłem opłaty reprograficznej kryje się obowiązujące w Polsce, a także m.in. w 27 krajach europejskich prawo nakazujące producentom i importerom urządzeń elektronicznych i nośników danych rekompensowanie uszczerbku praw twórców, poprzez odprowadzenie określonego procenta od ich sprzedaży. Tyle, że od paru lat opłata ta nie służy swojemu kompensacyjnemu celowi. Problem polega na tym, że w odróżnieniu od innych krajów, gdzie obowiązują podobne regulacje, polska lista urządzeń, od których taka opłata jest pobierana, pozostaje niezaktualizowana, czyli nie ma na niej nowoczesnych urządzeń takich jak smartfon, tablet czy komputer. Nie ma również nowoczesnych nośników takich jak np. uznana niedawnym orzeczeniem TSUE chmura obliczeniowa. Za to są archaiczne już kasety VHS, dyskietki, płyty CD i DVD. Dzięki temu w kieszeniach potentatów, zagranicznych gigantów technologicznych, zostaje co roku przynajmniej 300 mln złotych, zamiast trafiać do twórców polskiej kultury. Od lat ta sytuacja nie ulega zmianie, bowiem lobbyści działający na rzecz producentów i importerów przedstawiają nieprawdziwe informacje, strasząc Polaków wzrostem cen.

Dlaczego jest to tak ważne dla artystów? Dlatego, że bez należnej rekompensaty za straty poniesione w wyniku dozwolonego użytku większość artystów w Polsce wykonuje swój zawód na zasadach hobby. Zdominowanie rynku muzycznego związanego ze słuchaniem muzyki przez platformy streamingowe zachwiało bowiem dotychczasowym systemem przepływów pieniędzy w branży muzycznej, likwidując jeden z kluczowych do tej pory elementów tego systemu, jakim była sprzedaż płyt. W erze CD wszystko było jasne – płyta kosztowała średnio 40 złotych, z czego około 10 złotych trafiało do artystów. Płyty, nawet te niszowe, sprzedawały się w liczbie kilku tysięcy egzemplarzy więc ich twórcy zarabiali. Internet, w tym streaming, na który powołują się przeciwnicy opłaty reprograficznej zabił istniejący system przepływów finansowych w branży. Streaming jest płatny, ale jest to opłata symboliczna, która twórcom muzyki nie zapewnia nawet kosztów wytworzenia ich dzieł, nie mówiąc o wynagrodzeniu. Sugestie lobbystów, że twórcy powinni być przez firmy streamingowe lepiej wynagradzani, są nierealne, bowiem użytkownicy internetu przyzwyczaili się do tego, że w sieci wszystko jest za darmo albo prawie darmo. W tym kontekście niezbędne wydaje się, aby na liście urządzeń, za które pobierana jest opłata reprograficzna, znalazły się smartfony. Smartfon jest aktualnie centrum mobilnego życia. Stał się narzędziem do konsumpcji kultury, słuchania muzyki, oglądania treści audiowizualnych, literackich i powielania ich. Przy właściwie funkcjonującej opłacie reprograficznej twórcy otrzymaliby rekompensatę za powstałe w ten sposób straty. W polskim prawie dozwolony użytek jest wyjątkowo szeroko zdefiniowany i obejmuje również korzystanie z wytworzonych kopii nie tylko osobiście, ale także w kręgu rodzinnym i towarzyskim. Wszystkie czynności wykonane w ramach dozwolonego użytku są legalne, ale zmniejszają one lub w ogóle likwidują wpływy twórców z treści przez nich stworzonych. Lobbyści producentów i importerów elektroniki konsekwentnie przedstawiają opłatę reprograficzną jako archaiczną, wymyśloną w erze analogowej i że ta regulacja nie pasuje do dzisiejszego cyfrowego świata. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. Dziś ta regulacja ma szczególny sens. Świat cyfrowy spowodował, że nikt już nie używa tradycyjnych nośników. Opłata reprograficzna stanowi obecnie niezbędny element, żeby system finansowania twórczości muzycznej się domykał, ale stanie się tak, gdy na liście urządzeń, od których jest pobierana, znajdą się smartfony, tablety, komputery itd. Jest on skrojony dokładnie pod wyzwania współczesnej ery cyfrowej. Praktyka funkcjonowania tej opłaty w innych krajach pokazuje, że nie wiąże się ona ze wzrostem cen nowoczesnych urządzeń, o czym próbują przekonać polską opinię publiczną lobbyści opłacani przez producentów sprzętu.