4 kwietnia w papierowym wydaniu “Gazety Wyborczej” ukazał się tekst Piotra Szumlewicza “Patologiczny sektor publiczny. Pora go uzdrowić”. Poniżej fragmenty artykułu, a całość można przeczytać tutaj:
https://wyborcza.pl/7,75968,30853940,patologiczny-sektor-publiczny-pora-go-uzdrowic.html

“Tuż po wyborach Donald Tusk ogłosił wzrost płac w sferze budżetowej o 20 proc. Wydawało się, że pierwszy raz od lat budżetówka otrzyma podwyżki znacznie przekraczające poziom inflacji. Wzrost płac był tym bardziej wyczekiwany, że w dramatycznym czasie epidemii koronawirusa  wynagrodzenia w sferze budżetowej i w dużej części samorządów realnie spadły. Pracownicy ZUS, skarbówki, straży pożarnej czy urzędów wojewódzkich liczyli na znaczną poprawę warunków zatrudnienia. Na podwyżki oczekiwali też pracownicy samorządów, w tym osoby zatrudnione w szkołach, szpitalach, domach pomocy społecznej czy bibliotekach.

Niestety szybko okazało się, że wyborcza obietnica premiera nie zostanie spełniona, a w każdym razie nie będzie dotyczyć wszystkich zainteresowanych. Okazało się też, że trudno byłoby jej dotrzymać bez systemowych zmian funkcjonowania całego sektora publicznego. Obecnie bowiem systemy płacowe w kluczowych instytucjach są niezrozumiałe, niesprawiedliwe i w dużej mierze zależne od widzimisię kierowników poszczególnych placówek.

(…)

Jak naprawić ten chory system?

To prostsze niż mogłoby się wydawać.

Po pierwsze ustalane co roku przez rząd podwyżki płac powinny dotyczyć całego sektora publicznego, tak sfery budżetowej, jak i samorządowej. Nie powinno być żadnych arbitralnych wyłączeń ani wygrywania pracowników jednych zawodów przeciwko innym.

Po drugie sektor publiczny powinien być wzorem dla całego rynku pracy. Trudno zrozumieć, dlaczego wynagrodzenia wielu wysoko wykwalifikowanych pracowników cywilnych policji, sądów czy ZUS oscylują wokół płacy minimalnej. Dlatego płaca minimalna dla sektora publicznego powinna być o co najmniej 20 proc. wyższa od ustawowego minimum. Innymi słowy, płace w sferze budżetowej powinny wzrosnąć o 20 proc. od tegorocznej płacy minimalnej. Dzięki temu minimalne wynagrodzenie dla sektora publicznego obecnie wynosiłoby 5090 zł brutto.

Po trzecie minimalne wynagrodzenie zasadnicze powinno być zrównane z ustawową płacą minimalną. Intencją ustawodawcy przy ustalaniu płacy minimalnej było wyznaczenie dolnej granicy miesięcznej pensji na rynku pracy. Wszelkie dodatki, premie czy nagrody powinny być ewentualną nadwyżką ponad ustawowe minimum. Ponadto trudno zrozumieć tak szerokie widełki dla pracowników zatrudnionych na tych samych stanowiskach. Zgodnie z Konstytucją i Kodeksem pracy osoby zatrudnione na tych samych stanowiskach powinny mieć identyczne pensje.

Po czwarte podwyżki płac powinny mieć charakter uniwersalny i niezależny od arbitralnych decyzji kadry kierowniczej. Dlatego nie powinno być wzrostu funduszu płac, dzielonego potem według decyzji poszczególnych kierowników, tylko coroczna waloryzacja wynagrodzeń dla wszystkich pracowników sektora publicznego. Ewentualne zróżnicowanie płac na poszczególnych stanowiskach powinno wynikać z jasno określonych, zrozumiałych dla pracowników kryteriów. Docelowo cały sektor publiczny powinien być objęty branżowymi układami zbiorowymi, czyli wynegocjowanymi przez władzę i związki zawodowe szczegółowymi regulacjami dotyczącymi warunków pracy na każdym stanowisku i w każdej instytucji.

Wreszcie po piąte, jeśli władza z opóźnieniem wdraża obiecane podwyżki, to powinna płacić pracownikom odsetki. Sankcje za niepłacenie pensji na czas powinny być wysokie i odstraszające, ponieważ to złamanie podstawowych praw pracowniczych. Stąd postulat Związkowej Alternatywy, by odsetki wynosiły 0,5 proc. zaległej kwoty dziennie. Powyższa zasada powinna zresztą dotyczyć całego rynku pracy”.